Tomek jest bardzo dosłownym dzieckiem (nie wiem czy wszystkie dzieci tak mają, mam małe doświadczenie w tej kwestii) może to mamy "wina" bo zawsze poważnie go traktowałam, nie mówiło się u nas "ti ti tiu, to je be, nu nu , bo bedzie bubu..." było i jest prosto z mostu i na temat, pytanie Tomka zawsze miało ścisłą odpowiedź- oczywiście jak najprościej podaną, ale zawiasy w drzwiach to były zawiasy, samochód to konkretnie powiedziane czy opel czy ford :) (a to osobna historia bo to konik Tomka, jest w tym niezły)
oj czasem było ciężko, bo mama nie jest omnibusem w sprawach technicznych pojawia się problem, a czasem brak słów, jednego określenia..:
np. co to je? -pytał Tomek wskazując na zaczep do przyczepy w zabawce -traktorze (słowa zaczep mamie brakowało)
co to je? pokazując na -zespawane części w poręczy na klatce schodowej
co to je? pokazując na szczypce do kostek cukru
itp.
Gorzej gdy zaczął pytać o znaczenie słów
Co to są emocje?
Co to jest miguś? (Na słowa mamy Tomek , migusiem do mnie!)
Ta jego dosłowność ma czasem śmieszne skutki:
TOmek myje ręce, mama go prosi umyj jeszcze buzię- Tomek wziął mydełko na rączke i wkłada rączkę do...buzi żeby ją wymyć- w środku... przecież zawsze wszyscy mówią -otwórz buzię , weź coś do buzi...a mama nie powiedziała "umyj twarz"!
Już mama uważa na słowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za twój komentarz :)