Wyjście na spacer, wydawałoby się sielanka.
Z dwójką dzieci bywa jednak ciężko. Staje się WYPRAWĄ!
Nie demonizuję, ale podziwiam skrycie mamy trójki i więcej dzieci!
U nas bywa nerwowo, bywa śmiesznie, bywa gorąco (dosłownie i w przenośni)! Zwłaszcza zima jest niewdzięczna, ale co ja będę Mamom mówić?
Kto chce jednak przeczytać zapraszam na:
Jeden dzień (dokładniej 2 godziny) w Tominowej rodzinie
Na moje słowa "Zbieramy się na spacer" w okresie nuuudnej dla Tomka, bezśnieżnej zimy, napotykam czynny opór
(w sensie "Nie, ja nie chcę, nudy, jestem głodny, jestem zajęty", ba nawet słyszę "Nie, dziękuję! " )
Jednak Ja-Mama, stanowczo i kategorycznie obstaję przy swoim (czasem prośbą czasem groźbą) zwykle wymyślam CEL -bo spacer dla spaceru -to dla 4 latka nudy na pudy. Gdy tym razem CEL był już nakreślony (raz to wyprawa na pocztę, drugi raz przejście po murku, zbieranie sopli, karmienie kaczek, zabawa w sklep na placu zabaw, czy zabawa "W zrób co mama zada") zaczęło się wybieranie (jak Sójki za morze)
Tego dnia, gdy po trudach i znoju Staś był już w pełni ubrany - ulał tak skutecznie (skubany -jakoś pod spód), że trzeba było go rozebrać i ubrać od nowa od podstaw. (Kto to zna z autopsji??)
Jak Tomek się ubrał (po tym jak 5 razy go o to poprosiłam ) okazało się, że połowa garderoby założona jest tył na przód i musiał przebierać (znowu z 5 razy mojego ponaglania) (może i bym się nie czepiała gdyby to nie były spodnie -a czasy Cris Cros czy jak im tam było, dawno minęły (Luuuud jaka ja stara!!), czy rajstopy- bo wiem, ze za chwilę by jęczał że go coś gniecie)
Jak przebrałam Stasia to się rozryczał bo zrobiło mu się gorąco i pewnie miał już dość tej szopki w przebieranie, ratując sytuację otworzyłam mu okno - bo musiałam grać na zwłokę - by wynieść wózek,
Tomek zachciał siku, (czytaj: rozbieranie, ubieranie)
(I tak i tak nie ma co narzekać, bo Tomek jest samodzielny- gdyby tak miał 2 lata? myślę i szybko porzucam tę wizję)
Wróciłam, wzięłam Stasia trochę zapłakanego, utuliłam, odłożyłam (dalej muszę grać na zwłokę), zaczęłam ubierać siebie i Tomka w kurtki czapki itp. (wredna zima!),
UBRANI! zadowolona że już koniec wzięłam (cierpliwego) Stasia na ręce i zarządziłam:
Wychodzimy załoga!
stoję na klatce schodowej z młodym na rękach, majstruję kluczem, zadowolona z siebie, patrzę na starszego a on... bez BUTÓW! wrrrrrrrr
No to powrót! otwieranie drzwi i ubieranie
I to nie koniec- założył (choć jęczał, że coś tam go gniecie, uwiera, wyszliśmy! zamknęłam mieszkanie- szczęśliwa (i PRZEDUMNA) zeszliśmy po schodach na sam dół, ja cała mokra.. a tu Tomasz w płacz bo zapomniał KULKI!
(nie pytajcie jakiej!)
... ja wściekła , Tomek łzy jak grochy, Staś się wypiął na wszystkich i już śpi w wózku (złote dziecko!).....wróciłam po KULKĘ
biegiem po schodach (dzięki Niebiosom, że to 1 piętro), zamek, drzwi, kulka, drzwi, zamek...lecę na dół
(i myślę łeee inni mają gorzej-np. 4 piętro bez windy)
tak matka frajerka
ale on tak bardzo prosił...
KONIEC
wcccale nie koniec, dopiero początek ..bo zaczął się spacer,
czytaj: jęczenie, że nogi bolą, że głodny, że mamo daj mi twoje rękawiczki bo są lepsze na śnieg i czemu Tata zabrał twój samochód, mógł iść do pracy na nogach (30 km!) (w głowie ktoś mi podpowiada: ciesz się kobieto- na razie masz jęczenie z jednego radioodbiornika- niedługo bedzie stereo! .... i cieszę się w duchu :)
... i trzeba było wstąpić w stresie do Żabki po jajka, pieczywo i mleko bo się skończyło - w stresie bo na zewnątrz Tomek pilnuje Stasia (sytuacja kryzysowa- z dala od ulicy i widzę ich 90% czasu)-
a w praktyce stojąc przy kasie patrzę jak moje starsze dziecko z nosem rozpłaszczonym na szybie drzwi od Żabki pyta czy Juuuuż????
A Staś się pilnuje sam.
Dobrze, że pani nas zna...
a potem ładowanie jajek, mleka i bułek do torebki (dlatego posiadam ogromną i zawsze wypchaną)
(i znowu dobrze, że pani nas zna!)-żeby potem zabrać się do domu "za jednym zamachem" z małym na rękach, torbą na ramieniu, a Starszy biegnie po schodach i woła- "Kto ostatni ten ZGNIŁE JAJO!" I jak zwykle jestem zgniłym jajem,
Ale wiecie co? dobrze mi z tym! I choć czasem muszę krzyknąć na Starszego a potem mi wstyd, choć padam czasem na twarz i w domu nie mam tak czysto jakbym chciała... TO nawet i mogłabym mieć jeszcze jedno takie szczęście! Za te obślinione buziaki, za kocham Cię mamusiu, za bleee i guuu i za to że są, po prostu!
I nawet jak widzicie mam czas! (bo obiad dziś kupiłam w Jadłodajni)
Oby tylko nie chorowali bo wtedy to zaczyna się MEKSYK, przy którym spacer to marzenie i " mały pikuś"
Kto ma podobnie?
Ręka do góry
Ps. Napisałam to kilka dni temu- do Magdy, która przesłała mi podobna historię pewnej Mamy,
za jej namową umieszczam to w Tominowie- dla chłopaków na pamiątkę
Ps 2. Często w WYPRAWIE pomaga nam Dziadziuś (chłopców, nie mój)- któremu bardzo dziękujemy :)