Zabraliśmy dzieci do przybytku dziecięcej radości.
Tym razem odwiedziliśmy Loopy's World we Wrocławiu. Taka sala zabaw - kulki, trampoliny, małpie gaje.
Dla Stasia to były pierwsze takie występy i był zachwycony..
Szalał, biegał, tarzał się, aż padł :) na rękach taty, nucił sobie i padł - znienacka. . Jeszcze na sali zabaw
A Tomkowi wcale nie było dość.
Po 2.5 godzinie, komunikuję mu, że koniec naszego czasu nadchodzi.
Tomek patrzy z żalem, że się z nim jeszcze nie pobawiłam.
To uległam i dałam się zaprowadzić do " małpiego gaju". Znacie to? Podejścia, tunele, siatki, zjeżdżalnie, kulki...
I tak mnie prowadzi- i zobacz mamusiu tu! Tu się wchodzi do góry (matka się wspina) tutaj patrz tu jest tunel (matka idzie, ło ludu, kolana bolą) tu siatka patrz (o kurcze czy to wytrzyma) tu lustra i małe przejście (zmieszczę się? ) i patrz mamusiu teraz! Zjeżdżalnia rura( cholera nie idę! )
M: Tomek ja nie idę tędy , wracam -
zjechał (choliwcia trzeba go gonić, może się nie zaklinuję i nie poobijam)
M: zaczekaj!!! (Gonię go,) . .powoli, hamuję...uff
Dałam radę
M: Tomek zaczekaj -
T: chodź mamusiu tu jeszcze nie byłaś. .
M: O nie!!!
T: Zobacz, będzie fajnie.
(Wielka, kilku osobowa ,stroma zjeżdżalnia! )
Zjeżdżają. .dzieci, zjechał mój. .ja siadłam, siedzę i się biedzę co dalej- nie no nie jadę - łeb rozbiję boję się. .. trochę mi wstyd..
T: Mamusiu chodź , woła Tomek z dołu.
On wbiega by znów zjechać
Obok mnie siedzi jakiś młody i po minie widzę, że myśli to co ja.
Pytam go: zjeżdżasz?
On : nie
No ładnie , myślałam że mnie zmotywuje...
Ale w sumie myślę- dam mu przykład- bo alternatywa (wspinanie się gdzieś tam gdzieś tam- bo innej drogi nie ma) mi nie pasowała
Zjechałam
Tomasz na to : Widzisz mamusiu! Strach ma wielkie oczy!
(Mój miał całkiem spore, myślę)
M: Dobra synu koniec tego dobrego, za 20 minut kończy się nasz czas, trzeba wychodzić!
T: O nieee. Ja nie chcę.
(A ja i owszem! Myślę)
T: To jest koniec świata. (Dramatyzuje syn, co ma ostatnio w zwyczaju)
M: Oj tam, oj tam trzeba wychodzić i już.
T: To jest najgorsze co mogłaś teraz powiedzieć (ciągnie teatralnie) W moim świecie nie ma tego słowa "wychodzę" , ani "koniec" (dodaje przytomnie)
M: Synku już przecież wystarczy. Chodź idziemy.
T: Ja nie idę. - poinformował mnie i ...poszedł. .
Zostawiając biedną matkę na samym środku tego dziwnego labiryntu! A wyjścia nie widać!
Idę
Idę i wołam Tomka... ale jego już nie ma
Krążę
Nie widzę wyjścia
Krążę
Jestem zdezorientowana
Idę ciągle do przodu, pokonuję te głupie przeszkody
Czołgam się
Nie widzę wyjścia
Jestem poirytowana
Brnę dalej
Napotkałam dziewczynkę, myślę- pójdę za nią, ale ona wyglądała na jeszcze bardziej zagubioną
zresztą szła w kierunku przeciwnym-ja jednak podejmuję decyzję, że nie wracam się
Idę do przodu -w końcu przecież musi być gdzieś to cholerne wyjście
Ciągle nie ma
Wpadam w lekki popłoch
zrobiło mi się ciepło
no dobra, gorąco
Ee no co ja, przecież jestem dorosła a to tylko (DURNY) plac zabaw
No niby tak, ale JA JUŻ MAM DOSYĆ TEJ ZABAWY
Wkurzona jestem
chce mi się usiąść i wyć- MAAAAMO !!
Napotkałam grupkę osób (dwóch tatusiów z dzieciakami za ręce)
Uf, myślę i koniec języka za przewodnika... pytam (ze świadomością jak głupio wyglądam- sama, bez dziecka na środku małpiego gaju -a może przy wyjściu? Ale wtedy to naprawdę była sprawa drugorzędna!):
M: " Orientują się panowie którędy do wyjścia?"
Jeden z tatusiów patrzy na mnie i konspiracyjnym szeptem przez ramię, i zaciśnięte zęby (co by trzymany za rękę maluch nie słyszał ) cedzi:
"Ja już dobre parę minut szukam wyjścia ..i bez powodzenia!"
Rozbawiło mnie to do łez. .
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem. ..
Nic, to trzymamy się razem, dołączyłam do grupy i brniemy przed siebie
Wtem, (na szczęście!! UFFF) za siatką na zewnątrz zobaczyłam tatę Tomka , który wskazał mi drogę. ..
i popukał się w czoło :)
Czułam się jak...dziecko.. :)
wierzcie mi,
małe zagubione w wielkim mieście..
Spróbujcie kiedyś sami
można się PRZERAZIĆ na niewinnej sali zabaw
Mnie w ogóle przerażają sale zabaw... Te piłki nigdy nie myte... Ja po Czwórce jestem skrzywiona i gołym okiem widzę groźne zarazki w miejscach zatłoczonych szczególnie przez dzieci!
OdpowiedzUsuńA tomkowe teksty przednie! Że nie ma takich słów w jego słowniku! :DDD
Czyli nie jestem jedyna:) Jeśli chodzi o zarazki- też je widzę wszędzie :) myślałam, że to zboczenie zawodowe - (wózki sklepowe, pieniądze, klamki...) I też po Stasiu (inkubator, te środki ostrożności..) Piłki jak dla mnie są okropnie brudne i oblepione, a ta wyprawa to taki detox moich mysli. Jak napisałąm jakiś czas temu post na temat to mnie trochę wyśmiano :) Teraz nie myję już rączek Stasia po tym jak pisze na klawiaturze... bo i Staś jest starszy i bardziej ekspansywny, podłoga to jego siedlisko życia :), a sterylnie nie mamy! Namiętnie jada swoje buty i za nic ma moje zakazy :) Chodzi ze mną po Tomka do przedszkola a tam.. wiadomo .. Właśnie- z przedszkola dzieci zgarną wszystko- i nie mamy na to wpływu. Toteż "szczepimy" Stasia np. w sali zabaw.
UsuńPrzed wyjazdem -gdy mąż zaproponował byśmy się wybrali właśnie do sali zabw- zapytałam- czy możemy sobie pozwolić na ewentualne chorowanie teraz? ... na sali było - "Stasiu, nie jedz piłeczek" (sporadycznie to robił) bllee, a po powrocie rozmyślaliśmy z mężem czy tych kulek wogóle nie myją?? ktoś wie? no a jak dziecku jakiemuś zdarzyu się "awaria"? siusiu, zwymiotuje? to co? ktoś coś?
aa najbardziej mnie przerażają piaskownice, takie odkryte pod blokiem... co tam się kryje!!!! ale Tomasz bywa (w wybranych) rzadko, ale nie zabronię.... Staś jeszcze nie był.
UsuńW domu też nie mamy sterylnie- w domu pozwalam podnieść z podłogi kanapkę i ją dokończyć! :)
UsuńJak już przekroczą próg domu i UMYJĄ łapska to już hulaj dusza! Bo to nasze własne bakcyle :)
Ale nie daj też sobie wmówić że jesteś przewrażliwiona- po wczesniaku mamy prawo :) intuicja na pewno dobrze Ci podpowiada!
O matko! Dzięki za przestrogę. Nie wejdę, chćby nie wiem, jak błagali. My byliśmy 2 razy na takiej wielkiej hali... 2 razy mega infekcje po tym... Kończące się na antybiotyku. Za pierwszym razem zwaliłam na przypadek, za drugim, na brak higieny. Nieszybko nas tam zobaczą.
OdpowiedzUsuńMoi chłopcy łapią infekcje po basenie- zawsze mam stresa wtedy :) :) ale i tak chodzę.. co zrobić, życie...Z kulkami- mocno sporadycznie chadzamy. Nawiększy hardcore to nadal przedszkole :P
UsuńPrzedszkola to wogóle nie wliczam ;) zaliczam do infekcji standardowych ;)
UsuńNa takiej sali zabaw z kulkami i zjeżdżalniami jeszcze razem ze swoim Staśkiem nie byłam. Mnie przerażają te wielkie zjeżdżalnie rury uwieszone gdzieś pod sufitem.
OdpowiedzUsuńTeraz już nie napiszę polecam :)
Usuńokazuje się, że to może dostarczyć " niezłych wrażeń"
Moja córka na takiej sali zabaw załapała... wszy :-(
OdpowiedzUsuńA była chyba trzeci raz w życiu, bo ja nie jestem zwolenniczką :_(
No ładnie! ! Chyba będziemy tylko raz do roku lub mniej ( ten raz co byliśmy )! Masakra :(
UsuńJa nadal jestem ciekawa jak to czyszczą? Dezynfekują? Odświeżają? .. czy w ogóle? ?
W dobrych sklepach z bielizną mają lampy bakteriobójcze - być może to by dało radę... Ale jak to jest w praktyce- nie wiem.
OdpowiedzUsuńJak tak Was dziewczyny się czyta to można się bać !! dziewczyny !!! nie nakręęęcajcie się !!! wystarczy zacięgnąć informacji ? na pewno jakaś dezynfekcja musi być ? bo co na to Saepid by powiedział? moim skromnym zdaniem Sanepid nad tym muuusi czuwać !! może nie myją piłeczke za piłeczką ..ale ogólny prysznic na wszystko musi być !! tak to widzę !! a jak będziecie się tak nakręcać ..to ..co z tego wyniknie ? w klatce dzieci pozamykacie ? odwagi ......
OdpowiedzUsuńzarazków uniknąć się raczej nie da w takich miejscach. Z wielu opinii rodziców wynika, że rzeczywiście większość sal zabaw za nic ma higienę i porządek. Kurz, zarazki to słowa które dla wielu ściśle wiążą się z takimi miejscami...Sanepid raczej sie tym nie zajmuje wiec nie ma jakiegos przymusu dezynfekcji itd. Ale nie uogoliajmy, nie wszedzie tak jest
OdpowiedzUsuńNo właśnie- jest ryzyko -jest zabawa :) To trochę przykre/smutne/niepokojące, że nie ma odgórnego nakazu o kontroli z sanepidu? Jesteś pewna/y Anonimowy? Lepiej jak by była, a szczerze mówiąc my- rodzice, raczej się nad tym nie zastanawialiśmy do tej pory... a chyba powinniśmy- w końcu to jakieś miejsce zbiorowej rekreacji, jak basen powinno podlegać kontroli. Hmmmm
UsuńPracuję w takim miejscu i kontroli z sanepidu jeszcze nie mieliśmy. To my jako pracownice dbamy o czystość, dezynfekcje itd. Także raczej zależy to od personelu i właścicieli.
UsuńTe miejsca muszą być utrzymywane w czystości na bieżąco inaczej jest po prostu brudno, zabawki zakurzone. Są oczywiście firmy zajmujące się dezynfekcją basenów i kulek ale ale patrzac realnie- ile razy wynajmuje się taka firmę? trochę to pewnie kosztowne jest
Bardzo dziękuję za komentarz. Liczyłam właśnie na taką odpowiedź ze źródła. Przyznam, że to mocno daje do myślenia.. Nie zmieni to pewnie faktu, że będziemy bywać w takich miejscach, ale czy nie powinny one być regularnie kontrolowane- tak jak np. piaskownice na placu zabaw? Które pewnie tez nie często, ale z tego co wiem to są sprawdzane... Warto się nad tym pozastanawiać- myślę, że rodzice tak jak ja podświadomie liczą, że ktoś ma nad tym kontrolę, a tu proszę, niekoniecznie- a przecież idąc tam nie pytamy o żadne certyfikaty itp... ?
UsuńNa kurz i brud to pewnie rodzice by zareagowali, natomiast na "niewidoczny brud", bakterie, pasożyty.. nie myślimy o tym...
Jeszcze raz dziękuję za głos w dyskusji.
Pozdrawiam
hahaha, świetny opis :-DDDDDD Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń